Wiek, to tylko liczby!
Marta Kowalewska
fot. Magdalena Siry
Zaczęłam bardzo wcześnie – wyszłam za mąż w wieku 20 lat. Zakochałam się po uszy i tak trwam z moim wspaniałym mężem już 29 lat. Znajomi mówią, że jesteśmy już jak „dinozaury małżeństwa” (chociaż wcale tak się nie czujemy).
Moja mama zawsze mówiła, że nic sobie w życiu nie „popróbowałam”, ponieważ wyszłam za pierwszego chłopaka, którego poznałam. Tak było, przyznaję. Ostatnio zaczynam podsumowywać swoje życie, bo w przyszłym roku pięćdziesiątka i choć fatalnie znoszę tę świadomość, to jednocześnie muszę przyznać, że nie żałuję niczego, co w życiu zrobiłam.
Dzieciństwo i młodość
To nie będzie historia słodko-pierdząca tylko taka zwykła raczej – jak ja. Czasem sobie myślę, że może tak wcześnie zaczęłam życie na własny rachunek, bo tak szybko musiałam dorosnąć. Mam bowiem dwójkę młodszego rodzeństwa: siostrę Dorotę, która jest niepełnosprawna (porażenie mózgowe okołoporodowe) oraz brata Radka. Dorota wciąż uczęszcza na warsztaty terapii zajęciowej i jest najbardziej ugodową osobą, jaką znam. Radek natomiast urodził się po Dorocie i dlatego wszyscy na niego chuchali, dmuchali i był oczkiem w głowie rodziców. Mimo to jednak wyrósł na bardzo pracowitego i porządnego człowieka.
Już będąc nastolatką gotowałam obiady i jeździłam jako opiekun siostry na wyjazdy z osobami niepełnosprawnymi. Na obozach harcerskich spędzałam całe wakacje, bo w zamian za pomoc część pobytu miałam za grosze. Te wyjazdy nauczyły mnie, że każdy człowiek jest inny. Inność jest wspaniała, każdy jest wartościowy i godny szacunku oraz miłości. Nauczyły mnie obserwować ludzi i zachwycać się nimi.
Dorosłość
To wszystko spowodowało, że kiedy wyszłam za mąż nie miałam problemu z organizacją obowiązków domowych. W następnym roku po ślubie urodziła się nasza starsza córka Sylwia. Wtedy studiowałam, pracowałam w dwóch pracach i zajmowałam się wspólnie z mężem dzieckiem. Mąż też pracował w dwóch pracach, pomagał we wszystkim – może to przepis na dobry związek? Po latach myślę, że tak, ponieważ kiedy urodziła się nasza druga córka Kaja i doszło wiele obowiązków, nie miałam poczucia, że jestem w tym sama.
Z wykształcenia jestem pracownikiem socjalnym. Kilkanaście lat pracowałam w MOPSie, gdzie byłam kierownikiem filii i odpowiadałam za organizację pracy ponad 40 pracowników. Poznałam nieszczęście ludzi i dlatego nauczyłam się cieszyć z każdej chwili, a przede wszystkim z tego, co mam.
Rozwój
Na tym jednak nie poprzestałam. Skończyłam jeszcze 2 kierunki studiów podyplomowych, dyplom trenera biznesu. Jestem również coachem. Kosztowało to sporo pracy i wysiłku zarówno mnie, jak i moich bliskich (bez nich nie dałabym rady – dlatego wiem, jak ważne jest wsparcie bliskich, przyjaciół). Szkolenia trwały kilkadziesiąt godzin, żeby otrzymać certyfikat trzeba również praktykować, prowadzić sesje coachingowe oraz szereg kursów rozwojowych, dzięki którym mogę się dziś poszczycić pełnoprawnym tytułem coacha.
W 2012 roku ukończyłam szkołę trenerów biznesu i od tamtego czasu szkolę ludzi. Na sali szkoleniowej spędziłam łącznie ponad 1000 godzin. Wydawałoby się wtedy, że kierunek, w jakim podążam jest jasny. Ja jednak miałam na siebie inne plany.
Pogotowie rodzinne
Kiedy w 2016 roku starsza córka wyprowadziła się z domu zrezygnowałam ze stanowiska kierowniczego i zostałam zawodową rodziną zastępczą pełniącą funkcję pogotowia rodzinnego. Zrobiliśmy z mężem remont, dostosowaliśmy mieszkanie do przyjęcia maluchów i w lipcu 2016 przyjęliśmy pierwszego noworodka. Mieliśmy dzieci prosto ze szpitala, noworodki, które zostały oderwane od swoich matek, bezbronne, w obcych ramionach Cioci. Staraliśmy się dać im wszystko, co najlepsze: miłość, poczucie bezpieczeństwa, dom, rodzinę, ciepło……W ciągu 5 lat przez nasz dom przewinęło się kilkanaście maluchów, które potem znalazły swoje kochające domy. Pobyt dzieciaków w naszym domu był jedną z najlepszych rzeczy, jakie nam się zdarzyły w życiu. Dużo nas nauczyły – jeszcze większej miłości do ludzi, nieoceniania nikogo, bo nigdy nie przeszedłeś czyjejś drogi, cierpliwości, cieszenia się każdym przeżytym dniem.
Niestety, w związku z tym, że maluchy całkiem szybko przybierały na wadze, a cały czas chciały być na rękach Cioci, mój kręgosłup odmówił posłuszeństwa i musiałam zawiesić prowadzenie pogotowia rodzinnego oraz poddać się rehabilitacji. Myślę jednak, że do tego wrócę.
Nowy etap w życiu
Aktualnie założyłam firmę szkoleniową www.mkowalewska-rsc.pl i zajmuję się tym, na czym znam się bardzo dobrze, żeby nie powiedzieć najlepiej, czyli coachingiem rodzicielskim. W tej kwestii mam bowiem doświadczenia zdobyte w mojej własnej rodzinie – z biologicznymi dziećmi, a także z dziećmi, którymi opiekowaliśmy się w ramach pogotowia rodzinnego. Praktyka, to jednak nie wszystko. Mam również za sobą wiele szkoleń miękkich i biznesowych. Przede mną nowy rozdział, jednak mocno oparty na solidnych fundamentach.
Rodzina bardzo mnie wspiera, więc i Wy trzymajcie kciuki!!! Podobno wiek, to tylko liczby i tego się będę trzymać.