Filozof to dla współczesnych internautów taki chłopiec do bicia i śmieszkowania. Gdyby przeprowadzić ankietę, jaki jest najgorszy, najmniej prestiżowy i najmniej przyszłościowy zawód, to z pewnością filozof stałby na podium. Być może nawet na (nie)zaszczytnym pierwszym miejscu. A tymczasem okazuje się, że jeden z najgorzej postrzeganych zawodów… jest jednym z lepszych!
Wyobraźcie sobie swoją mamę, gdybyście po zdanej maturze zakomunikowali jej, że zamierzacie studiować filozofię.. Tak, moje drogie, raczej nie miałaby dumnego półuśmiechu i blasku w oku. Mamy, a już szczególnie ojcowie, marzą o dziecku – lekarzu, prawniku, architekcie, informatyku… Ale o filozofie? Znacie kogoś, komu rodzi się dziecko i on marzy, by uzyskało kiedyś zaszczytny tytuł magistra filozofii? Ja nie.
No, bo co taka filozofka czy filozof może robić po studiach? Chyba tylko filozofować siedząc na bezrobociu, albo na zmywaku w Anglii. Nie to, co taki lekarz, architekt czy prawnik! Konkretny zawód, pewna praca, nobilitacja. Wszyscy znajomi będą zazdrościć i od razu cała rodzina zyska większy szacunek. A magister filozofii? Niby miły, niby sympatyczny, niby mądry, a jednak każda sąsiadka mijając go na klatce oddycha w duchu z ulgą – dobrze, że jej dziecka to nie spotkało. Zaraza nadmiernego czytania i myślenia – od tego to chyba tylko mózg może spleśnieć. Wiadomo, że dobrze, jak się dziecko porządnie czegoś nauczy, ale czegoś konkretnego. O, nauczyło się i potem pracuje, a nie, że tylko myśli i myśli całe życie.
Memów na temat filozofa-nieudacznika (swoją drogą ciekawe, że nie widziałam ani jednego, gdzie wystąpiłaby kobieta-filozofka), które widziałam w internecie nie jestem w stanie zliczyć. Pamiętam natomiast taki, który porównuje dwóch mężczyzn, absolwentów filozofii i szkoły zawodowej. Ten pierwszy przedstawiony jest jako życiowe dwie lewe ręce – rozmarzony wzrok, nie może znaleźć pracy, nie spłacił kredytu za studia, jest na utrzymaniu rodziców. Jednym słowem, społeczny pasożyt. Drugi natomiast od razu budzi sympatię – schludny, być może prosty, ale pracowity i zaradny. I nie marnował czasu ani pieniędzy na jakieś tam fanaberie w postaci studiów.
fot. Pixels.com
Tyle w kwestii stereotypowych wyobrażeń i memów. A jaka jest prawda?
Prawda wywróci wasz światopogląd do góry nogami
To teraz przygotujcie się na solidny wstrząs światopoglądowy. Okazuje się bowiem, że według statystyk z urzędów pracy najrzadziej rejestrują się tam absolwenci akademii muzycznych, uniwersytetów medycznych oraz…filozofii!
Nie, nie jest to żaden fejk czy domysły. Nie jest to również błąd pomiaru, ponieważ przeanalizowano dane z poznańskich urzędów pracy aż z 12 (!) lat. Badania na ten temat prowadził zespół naukowców pod przewodnictwem prof. Ryszarda Cichockiego z Instytutu Socjologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W jednym z wywiadów profesor Cichocki przyznał, że sam jest zdziwiony takimi wynikami.
Wiecie, że według statystyk częściej spotkamy bezrobotnego absolwenta Akademii Wychowania Fizycznego czy Uniwersytetu Przyrodniczego, niż filozofa?! 🙂
Zaradni filozofowie
Dlaczego absolwenci filozofii radzą sobie tak dobrze na rynku pracy, chociaż kierunek ten nie daje żadnego konkretnego zawodu? Przyczyn może być kilka.
Wyobraźcie sobie studenta filozofii – czy on jest pewny, co do swojej zawodowej przyszłości, wie, gdzie i jako kto może pracować? Nie, nie ma zielonego pojęcia. Mało tego, on doskonale wie, że sam tytuł magistra nie da mu żadnego konkretnego zawodu. Co więc musi robić? Ano, od początku nauki szukać pomysłu na siebie, obserwować rynek pracy, uczyć się siebie – co lubi, co umie, co mógłby robić, gdzie mógłby się odnaleźć. Jest więc bardziej kreatywny, niż np. kolega z politechniki, a już na pewno mniej roszczeniowy, co do przyszłej pracy. Wie bowiem, że nikt mu jej nie da “na papier” – będzie musiał sam wykazać się danymi umiejętnościami i przekonać do siebie przyszłego pracodawcę.
Kolejną ważną kwestią jest ogromna różnica w sposobie uczenia. Na większości kierunków program nauczania oraz sami wykładowcy kładą nacisk przede wszystkim na zapamiętywanie informacji. Natomiast przyszłych filozofów uczy się myślenia, stawiania pytań, wyciągania wniosków.
Rezyliencja
Rezyliencja, to jest właśnie to, czym zdają się wyprzedzać innych filozofowie. To – być może nowe dla niektórych – pojęcie oznacza umiejętność dostosowywania się do zmieniających się warunków, a także zdolność szybkiego podnoszenia się po porażkach. Szczególnie dziś, w niestabilnych i błyskawicznie zmieniających się czasach rezyliencja jest ogromną zaletą.
Praca dla filozofów
W jakich wobec tego obszarach mogą się odnaleźć filozofowie? Na pewno dobry dla nich jest rynek mediów – dziennikarstwo, reklama, marketing, copywriting, szkolenia w zakresie wystąpień publicznych, umiejętności dyskutowania – formułowanie argumentów i kontrargumentów, przygotowywania przemów itp.
Na Zachodzie (Niemcy, Dania, Stany Zjednoczone) od końca lat siedemdziesiątych rozpoczął się rozwój nowej dziedziny – doradztwa filozoficznego. Takie konsultacje filozoficzne przypominają trochę te u psychologów. Nie wszystkie jednak problemy są natury psychologicznej – ludzie często borykają się z zagadnieniami etycznymi, stawiają pytania o sens życia, sens swoich działań, o szczęście czy sukces. Doradca filozoficzny wykorzystuje swoją wiedzę i umiejętności krytycznego myślenia, by pomóc innym w rozwiązaniu ich problemów. Możemy się do niego zwrócić również kiedy dotyka nas kryzys wieku średniego, strata lub nie możemy poradzić sobie ze zmianami zawodowymi. Często problemy te można rozwiązać filozoficznie, analizując je i poddając całą sytuację ponownej ocenie.
Obecnie na całym świecie istnieje wiele stowarzyszeń zawodowych zajmujących się poradnictwem filozoficznym. W USA godzina takiego doradztwa, to koszt od 100 $ za godzinę.
I jaki z tego morał?
Ano morał jest taki, że nie należy się sugerować stereotypami przy wyborze studiów! 🙂 Nie warto rezygnować z marzeń i pasji. Każdy z nas zna takie osoby, które mają świetne wykształcenie i super zarabiają, ale nie opowiadają o swojej pracy z pasją i uśmiechem.
PS. Pisząc ten tekst właśnie zdałam sobie sprawę, że ja również posiadam swojego doradcę filozoficznego! Dzięki naszym rozmowom odpowiedziałam sobie między innymi na pytania:
- po cholerę były mi moje studia, skoro życie zawodowe pokierowałam jednak na inne tory
- czego potrzebuję w pracy, bym czuła się spełniona
- z kim na pewno nie chcę współpracować i dlaczego
- jakie wartości są dla mnie najważniejsze i bez nich żadne przedsięwzięcie mi nie wyjdzie, bo po prostu szybko przestanę widzieć sens
- jak poukładać sobie w głowie odcinanie się od toksycznych osób, by nie mieć wyrzutów sumienia
Dziękuję, Klaudiusz, po stokroć dziękuję <3
fot. Pixabay.com