Najbardziej brakowało mi jednak rozmów z moją mamą. Otwartych rozmów na jakie mogłam sobie pozwolić, gdy jeszcze byłam nastolatką. W momencie mojej choroby moja mama była w bardzo podeszłym wieku.
Wiedziałam, że jak jej powiem o tym co się wydarzyło w moim życiu będzie bardzo cierpieć. Miała już swoje lata i wiedziałam, że nic nie będzie mogła z tym zrobić. Jedyne co będzie mogła zrobić, to się o mnie martwić. Dniami i nocami. Tego dla niej nie chciałam. Z tego właśnie powodu zdecydowałam się nic jej nie mówić. Czy dobrze postąpiłam? Tego nie wiem. Być może matka powinna wiedzieć o takich sprawach, zwłaszcza jeśli dotyczą one ich własnych dzieci. Być może powinnam była dać mojej mamie możliwość pożegnania się ze mną, w przypadku mojej nieoczekiwanej śmierci. Być może doświadczyłaby jeszcze większego smutku, gdybym odeszła od niej, do końca nie mówiąc jej z jakimi problemami musiałam się zmierzyć. Długo się nad tym zastanawiałam i ostatecznie podjęłam taką a nie inną decyzję. Uznałam, że miała na karku moje siostry, wnuki i prawnuki. Nie chciałam, aby z mojego powodu przestała się cieszyć tym co miała. Chciałam, by do samego końca swoich dni miała spokój i odczuwała dumę ze swoich córek.
Co więcej, ona dalej mieszkała w Polsce, ja natomiast osiadłam na stałe we Włoszech. Dzieliło nas ponad 1.000km. Ostatecznie uznałam, że informacja o mojej chorobie była jej kompletnie do niczego nie potrzebna, zwłaszcza, że sama zaczynała mieć poważne problemy ze zdrowiem. Z tego względu za każdym razem na pytanie o nasze zdrowie odpowiadałam, że było wszystko w porządku i że nic nam nie dolegało. Nawet w czasie chemii, gdy ból stawał się nie do zniesienia, mówiłam, że czułam się doskonale. Przekonałam się na własnej skórze, że ciężko było okłamywać własną mamę, która niczego nie podejrzewała. Wiele razy myślałam, że się rozkleję. Wiele razy chciałam jej powiedzieć: ʺMamo, tak bardzo się bojęʺ. Chciałam, żeby mnie przytuliła. Chciałam, żeby mi powiedziała, że wszystko będzie dobrze. Uważałam, że z jej ust, z ust osoby, której w życiu najbardziej ufałam, będzie to miało jakieś znaczenie. Chciałam uciec w matczyne ramiona przed zagrożeniem, jakie wisiało nad moją głową. Chciałam, żeby mnie obroniła, tak jak to robiła w dzieciństwie. Chciałam by mi dodała otuchy, tak jak to robiła za każdym razem, gdy wracałam do domu ze smutną miną. Chciałam jeszcze raz poczuć się przy niej bezpieczna.