“This is a man’s world…
…but it would be nothing without a woman or a girl.”
W kontekście zbliżających się Walentynek i Dnia Kobiet najsłynniejsze intro Jamesa Browna wydaje się być żywcem wyjęte z jakiejś miłosnej piosenki, ale instynkt podpowiada, że to przecież nie może być aż tak proste. Męski instynkt oczywiście, ponieważ instynkt kobiecy jak zwykle zdaje się mieć zupełnie odmienne zdanie…
To zwyczajny początek tekstu. Pierwsze zdanie nie musi być przesadnie udane ani nawet wzorcowo poprawne politycznie, więc kobiecy instynkt raczej jeszcze nie będzie się czepiał na tym etapie… Ot, zwykła zaczepka, męska prowokacja jedna z wielu. Może i interesująca, ale jak większość – niestety bez znaczenia. Aczkolwiek po chwili zastanowienia mogą zacząć pojawić się wątpliwości, a wnioski zaś mogą zmusić kobiece instynkty do… nazywania rzeczy po imieniu.
– No może trochę irytuje ta segregacja wiekowa na „kobiety” i „dziewczyny”… Intencja zdaje się być jednak zacna… W końcu nie takie rzeczy wybaczało się tym kanciastym samcom, więc jedna więcej nie robi zauważalnej różnicy.
(…)
– Ale jednak znów narrację zaczął od siebie – zawłaszczył sobie świat, a potem dopiero się zorientował, że… Nie! Nie zorientował się, nic nie zauważył, tylko zaczęło mu czegoś brakować. I wszystkie (!) wiemy dokładnie, czego zaczęło mu brakować!
(…)
I po co ten tryb warunkowy?! Dlaczego takie niezdecydowane „would” zamiast jakiegoś konkretnego „will” albo jednoznacznego „is”?! I znów to tłumaczenie się jakąś tam składnią, czy inną brytyjską gramatyczną zdzirą… I to jego bezradne zdziwienie w oczach, że takie argumenty to nie są żadne argumenty, bo może o nich piszą w książkach o strukturze języka, ale na pewno nie znajdziecie ich w żadnej książce o psychologii związku!!!